zachowaj Słowo…

Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. Lecz On rzekł: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. (Łk 11,27-28)

Zachować Słowo. To jest sztuka!  Można słuchać i zapomnieć. Wielu katolików wychodząc z Mszy świętej już nie pamięta nawet Ewangelii. 

Emocje….

Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. Lecz On rzekł: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. (Łk 11,27-28)

Nauczyciel przemawiając i tłumacząc pewne zawiłości przybrał ton raczej surowy. A mimo to z tłumu odezwała się kobieta. Pod wpływem (najprawdopodobniej ) emocji wykrzyknęła owo zdanie, będące równocześnie zdaniem chwalebnym. Takie sytuacje zdarzają się i dzisiaj. Szczególnie gdy ktoś przemawia, z tłumu ktoś zaczyna klaskać, które to oklaski lotem błyskawicy rozprzestrzeniają się po sali. Coś jak tak zwany „owczy pęd”. W ten sposób można pod wpływem emocji przenieść niejako emocje na innych w tłumie.

Nauczyciel jednak odpowiada zdaniem równie surowym  jak Jego poprzednie przemówienie. To nam zwraca uwagę na jedną ciekawą sprawę. Można się pod wpływem wezbranego uczucia wcielić w rolę pełnego i żarliwego katolika, ale nie to jest najważniejsze. Nie emocje ale stałość naszych działań jest ważna. Czymś nieporównywalnie większym i wspanialszym jest codzienne wcielanie Słowa w życie. Czy emocje są złe? Nie. Ale ich nadmiar potrafi przysłonić nam to co najważniejsze.

Jak działają emocje? Potęgują się one przede wszystkim w tłumie. Jednostka może pociągnąć za sznurki emocji i pójdzie za nią cały tłum. Masa ludzi zostanie przykryta określonymi uczuciami jak dymem i ludzie ci.. pójdą jak w dym. Wystarczy pójść na koncert ulubionego naszego zespołu. Czasem człowiek dostaje aż dreszczy z emocji. Jego głos staje się pofałdowany chrobotem wydobywanych dźwięków. Ale potem..  z ową chrypą w przełyku trzeba nam powrócić do szarej rzeczywistości. To zderzenie  realności ze wzniosłą i często wręcz irracjonalną czy utopijną emocjonalną kulą może na człowieka podziałać dość.. powiedziałabym boleśnie.

Czy wiara potrzebuje emocji ? Oczywiście, że tak. Trudno wymagać,  by nasze modlitwy opływały racjonalnością a nie żarliwością, miłością czy uczuciem. Plastyczni pod tym względem jesteśmy.. i dobrze, że tak właśnie jest! Suchy metaliczny dźwięk naszych słów i myśli nie zastąpi przecież rozżarzonych gorliwych i pełnych ekscytacji wyrażeń. Ileż to razy wcielaliśmy się niemalże z wypowiadanymi słowami?  Trudno wymagać, żeby kazania opierały się jedynie  na rozumowym i suchym pojęciu tylko. To co słyszymy często w kościele oparte jest w dużej mierze na emocjach. Ale nie są to aż tak silne emocje, żeby unieść nas zbyt wysoko i zrzucić ze zbyt dużej wysokości ideału. Nasz lot bowiem roztrzaska nam nie tylko w efekcie końcowym głowę ale rozszarpie wnętrzności już podczas lotu w dół.  Mała dawka emocji potrzebna jest człowiekowi by wzbudzić w nim przemyślenia a następnym krokiem jest realne wprowadzenie przemyśleń w życie.

Ale emocje dają o sobie znać również w samotności naszej.  Wystarczy czasem jakiś drobny bodziec zewnętrzny lub wewnętrzny… Jakaś rozmowa.. jakaś nić melodyczna.. jakiś obraz.. I co ?? Wtedy od razu w głębi naszej duszy z całych płuc wyrzucamy z siebie wulkan emocjonalnych deklaracji. Tak !  Pójdę dziś na Adorację !  Tak ! odwiedzę ciocię Zosię.   I co?  Jak już emocje opadną i ochlapie nas przejeżdżający samochód.. co nas otrzeźwi.. to co ? Idziemy wciąż  tak radośnie do cioci Zosi ???  O wiele trudniej spełnić  „zachciankę” emocjonalną…niż zaplanowaną w spokoju ducha wizytę. Oczywiście  są również „złe” emocje pod których wpływem…”co.. ? Ja nie skoczę z murka do piaskownicy ???”

W przestrzeni wiary i nam zdarza się wspiąć na wielkie pagórki. Siłą napędową są między innymi emocje i nasza wiara, że wszystko możemy. I możemy wszystko! Ale wykorzystujmy tę niewyczerpaną moc wiary w życiu naszym codziennym. W tej szarości dnia, w poranku … kiedy ciepłą kołdrę odsuwamy na bok i wystawiamy bose nogi na chłód nadchodzącego dnia. Wykorzystujmy ją w chwilach gdy w pracy chmury ciężkiej atmosfery przygniatają nas do podłogi i łamią nasz kark moralności i zdrowego rozsądku.

Łatwo powiedzieć „Hurrraa…. Biegniemy na górę” w tłumie i pod wpływem rozszalałej gorącej krwi. A zróbmy to samo.. w środku dnia.. gdy pada deszcz naszych złudzeń i frustracji.. a nogi grzęzną w błocie kłopotów i problemów.

O tym właśnie mówi dzisiejsze Słowo…w każdym razie.. ja to tak odbieram. Przekierujmy  z Nim nasze emocje na działanie w naszej szarej porze dnia.. a wtedy prawdą będzie, że i góry potrafimy przenieść.

Jak to zawarł w swych słowach E. Stachura..

Nie brookliński most
Ale przemienić
W jasny, nowy dzień
Najsmutniejszą noc-
To jest dopiero coś!

Czy wiecie…. , że… ?

Część II – piekło..

Skończyliśmy wczoraj opowieść na ogniu.. To warto chyba również dodać.. że ogień odgrywał również dużą rolę w Grecji – szczególnie w koncepcji stoickiej. Ogień i w żydowskiej religii miał swoją moc oczyszczającą. Były dwie szkoły w tym zakresie. Szkoła rabiego Szammai i szkoła rabiego Hillelego. Pierwsza szkoła głosiła, że ogień dotknie ludzi przeciętnych by oczyszczeni weszli do raju. Szkoła zaś Hillego głosiła, że jednak ludzie przeciętni nie trafią w ogóle do ognia krainy hinnomu, ale na mocy werdyktu ostatecznego trafią do raju.

Wracając jednak do wojen machabejskich….  Otóż pierwsi męczennicy z tychże wojen w pewien sposób „przemeblowali” szeol. Bowiem dla ludzi pobożnych i męczenników-wojowników szeol staje się jedynie miejscem chwilowego pobytu. Mają oni bowiem zmartwychwstać. Szeol zatem podzielony został na dwie jakby części. Ci pobożni i wojownicy – męczennicy czekają w nim na życie wiecznie.. ci zaś bezbożni zostają w nim na wieki poddawani wiecznym katuszom.

Podobny pogląd w zasadzie wyraża Nauczyciel, czego przykład odnajdziemy u Łukasza (16, 26) – przypowieść o bogaczu i ubogim Łazarzu. Otchłań Hadesu jest podzielona na dwie części. W jednej części cierpi bogacz „pogrążony w mękach” w ogniu, w drugiej znajduje się ubogi Łazarz na łonie Abrahama.

Ale Żydzi (na przykład Esseńczycy) wierzyli, że dusze dobrych ludzi w ogóle nie trafiają do szeolu ale idą wprost do nieba.  Według na przykład rabiego Jochanana Ben Zakkai (zm. ok. 80 roku n.e) szeol jest miejscem tylko potępionych, natomiast dusze wszystkich dobrych ludzi po śmierci trafią natychmiast do Ogrodów Edenu, a ten jest  przejściowym przystankiem w drodze do zmartwychwstania.

Około 130 roku p.n.e. w piśmiennictwie żydowskim pojawia się jeszcze jedno miejsce obok szeolu. Jest to tzw. Dolina Hinnom. Jest to kraina pełna grozy, która jest miejscem kary. Nie trafiają tam już dobrzy ludzie. W Nowym Testamencie oba miejsca, szeol i hinnom, występują jeszcze obok siebie.

Piekło i miejsce odbywania kary przez ludzi złych jest hinnom (po grecku: gehenna) (zob. Mt 5, 22. 29 i n.; 10, 28; 18, 9; 23, 15. 33; Mk 9, 43.45.47; Łk 12,5; Jakub 3,6). Szeol (po grecku: hades) jest tylko miejscem, w którym zmarli znajdują się przejściowo, jest poczekalnią dla dobrych i tymczasowym miejscem kary dla złych, aż do czasu zmartwychwstania i sądu ostatecznego. Tu w hadesie czekają bogacz i ubogi Łazarz na ostateczne rozstrzygnięcie swych losów (Mt 11, 23; 16, 18; Łk 10, 15; 16, 23; Dz Ap 2, 27. 31; Obj. Jana l, 18; 6, 8; 20, 13 i n.).

Historię Gehenny… to chyba każdy zna, dlatego przypomnę tylko, że Hinnom leżał na południowy zachód od Jerozolimy. Było to miejsce ponure ze wszech miar, ponieważ składano tam ofiary z dzieci , które palono na przykład z rozkazu króla Achaza – VIII w. p. n.e. (2 Król 16, 3) i króla Manassesa (VII w. p.n.e.;  2 Król 21, 6).  W literaturze żydowskiej około 130 roku przed Chrystusem uznane zostaje to miejsce – za miejsce sądu ostatecznego i po spisanym po grecku Nowym Testamencie nadaje piekłu jego (grecką) nazwę: Gehenna.

Jakie są”środki” karania ludzi bezbożnych ?? Ogień i ciemność. Niby się wykluczają.. ale tylko pozornie.

Część III…. Jutro…