Wdowa

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie. (Łk 21,1-4)

Na dziedzińcu świątynnym  dla kobiet znajdowało się trzynaście skarbonek zwanych potocznie trąbami. Do takiej właśnie skarbony podeszła wdowa, a w pobliżu siedział Nauczyciel.  Nie każdy by zauważył ową kobietę, bo dźwięk spadających monet nie był aż tak głośny.

Dzisiejsze Słowo porusza sprawę obdarowywania. Warto bowiem zwrócić uwagę na postawę owej kobiety. Dar dawany niechętnie i z ociąganiem przy odgłosach narzekań nie jest w zasadzie darem, bo jest niejako z przymusu. Nie chcemy dawać.. no.. ale nie wypada nie dać. Podobnie jeśli dajemy tylko z uwagi na własną poprawę samopoczucia lub aby się „pokazać” innym. Czy to jest jeszcze w ogóle dar? Czy może jakaś „reklama” samego siebie??

Jeśli szczerze komuś coś dajemy, to dajemy to od serca. Nie liczy się wartość materialna ale liczy się samo działanie. Można czasem tak dawać, aby druga osoba czuła się wręcz upokorzona lub odczuwała dyskomfort psychiczny czy też zażenowanie. Ale można i tak dawać, że owo działanie jest nie tylko naturalne lecz sprawia ogromną radość osobie obdarowywanej.

Podobnie jest z naszymi darami dla Nauczyciela. Wiem, że tak naprawdę nie możemy Mu nic dać.. bo wszystko jest Jego, ale ..  Ale możemy dać Mu siebie, dać mu czas, podzielić się z Nim tym co właśnie przeżywamy. I jeśli robimy to z serca to jest to dar piękny. Zdarza nam się również, że śpiewamy piękne hymny odliczając w kieszeni naszej duszy tylko grosze. Lepiej chyba gdy jest odwrotnie.. Gdy fałszujemy melodię Psalmów ale w duszy odliczamy Nauczycielowi grube banknoty naszych darów.

Warto dzisiaj przyjrzeć się naszemu wnętrzu..i odpowiedzieć sobie na pytanie.. „Jak to jest z moimi darami…? Dla ludzi i dla Niego ?”

Wdowa potrafiła oddać wszystko co miała. A my? Czy my potrafimy oddać Mu nasze dni ? Nasze upadki i nasze wzloty? Czy potrafimy zaufać tak do końca?

Chrystus Pantokrator


Piłat powiedział do Jezusa: Czy Ty jesteś Królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś królem? / Odpowiedział Jezus: / Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu.

(J 18,33b-37)

Dziś Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. I tak sobie myślę, czy my tak do końca rozumiemy co to król. Czasy królów w Polsce dawno minęły. A współcześni królowie to w zasadzie figuranci. Monarchia parlamentarna jest w Norwegii, Danii, Szwecji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Jednak królowie sprawują tam władzę w myśl zasady: rex regnat, sed non gubernat – król panuje, ale nie rządzi. Królowej się wiwatuje, ale to nie ona, a parlament rządzi.

Trudno nam sobie wyobrazić absolutna władzę królewską.  Króla, który ma moc, potęgę i nieograniczony zakres władzy. Współcześnie brak szacunku dla wszelkich autorytetów. Również przed Jezusem Królem Wszechświata trudno nam zgiąć kolana. Łatwiej mówić o Nim jako o przyjacielu, bracie. Wtedy można mieć pretensje, wadzić się z Bogiem. Z królem nie ma dyskusji.

I tak sobie jeszcze myślę, że często a naszym osobistym państwie Jezus jest taką królową angielską. Oddajemy Mu cześć, ale decydować chcemy sami. A Królowi mamy zaufać i pozwolić Mu rządzić w naszym życiowym państwie.  Rządzić w każdej sferze naszej egzystencji. 

Kim ty jesteś ????

Piłat powiedział do Jezusa: Czy Ty jesteś Królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś królem? / Odpowiedział Jezus: / Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. (J 18,33b-37)

W całej historii procesu widać, że Piłat zachowywał się troszkę niezrozumiale. Wiadomym jest, że wiedział on, że oskarżenia Żydów są wyssane z palca, wiedział, że Nauczyciel jest niewinny… a jednak skazał Go.

Ale nie o Piłacie chcę dziś parę słów powiedzieć. W zasadzie zadaje sobie pytanie.. kim On dla mnie jest? Po co i na co to wszystko?

I tak sobie myślę, że chyba każdy z nas ma swoją własną odpowiedź.

 

PS. Dzisiaj krótko.. bo czas mi uciekł i dogoniła mnie temperatura.. Ciekawe, że jak jedno ucieka.. to drugie człowieka łapie..hmm??

Nasz Bóg jest Bogiem żywych…

Wówczas podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę. Jezus im odpowiedział: Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa „O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla niego żyją. Na to rzekli niektórzy uczonych w Piśmie: Nauczycielu, dobrześ powiedział, bo już o nic nie śmieli Go pytać.(Łk 20,27-40)

Saduceusze odrzucali wiarę w zmartwychwstanie. Opierali się głównie na Pięcioksięgu. Aby ośmieszyć  ideę zmartwychwstania i skompromitować Jezusa wykorzystali prawo lewiratu. Nakazywało ono zbudzić potomka w sytuacji śmierci brata i bezdzietności bratowej. Był to wyraz troski o wdowy. Saduceusze uczynili z niego sztuczny problem.

Jezus nie daje się zwieść. I odpowiada im powołując się na Księgę Wyjścia, gdzie Bóg jest Bogiem żywych. Dla Jezusa Pismo jest żywe, nie jest zbiorem tylko nakazów i zakazów.

Bóg kocha człowieka, a więc nasze życie nie może się kończyć z chwilą śmierci ciała. Życie duchowe przekracza ziemski wymiar myślenia, nie obowiązują w nim prawa rozwoju ani narodzin i śmierci. Wszystko będzie nowe, duchowe, oczywiste, przeniknięte Bogiem i miłością. Będziemy równi aniołom. Nie będą ważne związki ziemskie.

Zmartwychwstanie nie jest „ożywieniem trupa” czy tylko przedłużeniem życia ziemskiego (jak sądzili faryzeusze), ale „jakościowym skokiem”, nową egzystencją, w której uczestniczy cała przemieniona osoba. To inna rzeczywistość, która teraz trudno nam sobie wyobrazić. 

Zdefiniować.. definicję ???

Wówczas podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę. Jezus im odpowiedział: Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa „O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla niego żyją. Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: Nauczycielu, dobrześ powiedział, bo już o nic nie śmieli Go pytać. (Łk 20,27-40)

Mimo, że Saduceusze i Faryzeusze w zasadzie występują razem to jednak ich przekonania religijne sporo się różniły. Ale może o tym innym razem, żeby nie zanudzać nikogo historią. Jedno tylko może warto podkreślić. Saduceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, a swoje zdanie opierali na tym, że nie znajdowali żadnych dowodów na zmartwychwstanie w księgach zakonu. Dla mnie jednak dzisiejsze Słowo jest jakby wskazówką jak przekazywać Prawdę innym. Jak wiemy każdy z nas jest inny. Do jednego docierają sformułowania bardziej „naukowe” do innego zaś proste i zwykłe zdania. Nauczyciel doskonale o tym wiedział i dlatego rozmawiał ze swoimi słuchaczami w  „ich języku”. Nawet przykłady dawał takie aby  były one w pełni zrozumiane.

Pamiętam doskonale swoje początkowe rozmowy z M. Jak to młodzież mówi..”nadawałyśmy” na zupełnie innych falach. A mimo to, jakoś udawało nam się porozumieć. M mówiła do mnie językiem prostym i zrozumiałym. Oczywiście, że wiele spraw w ogóle nie rozumiałam, a to dlatego, że były mi one całkowicie obce. Dopiero jak dotknęłam osobiście pewnych zdarzeń, zrozumiałam sens wypowiadanych zdań M. Ale to przyszło z czasem. Początkowo nie bardzo wiedziałam o co M tak naprawdę chodzi i o czym ona w ogóle mówi. Ja zadawałam pytanie i chciałam pełnej odpowiedzi. Do tego.. chciałam odpowiedzi  „naukowej”.  A wiara to nie nauka przecież. I dodatkowo wiemy, że coś takiego jak „definicja” nigdy nie jest domknięta. Cóż zatem robić ? Rozmawiać z kimś kierując się sercem. Jeśli chcemy coś komuś przekazać.. ( przy założeniu, że druga strona nie prowokuje, ale chce się dowiedzieć).. to nam się to z pewnością uda.

nie kupcz z Panem Bogiem…


Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.(Łk 19,45-48)

Nie wiemy czy wyrzucenie handlarzy było trwałe. Może powrócili zaraz jak Jezus odszedł. Tego nie wiemy. Jedno jest pewne, taki handel trwa i dziś. I nie chodzi tylko o mnożenie majątku, ale o handel wymienny z Panem Bogiem.  Możliwe, że nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy, jak wielka może być dziś liczba współczesnych handlarzy oraz, że… możemy do nich zaliczyć i siebie.

Prosząc Boga o coś obiecujemy Mu w zamian coś. Ktoś na przykład odmówi jakąś modlitwę, zrobi coś i uważa, że to o co prosi mu się zwyczajnie należy. Czyż to nie jest handel? Handel wymienny?

Nasze serce jest świątynią Boga i On nie chce w niej kupczenia.  Nasz religijność nie może się opierać na interesie. Niby wszyscy o tym wiemy, ale i tak często zapominamy, że taka próba handlu z Bogiem  może być niestosowana oraz że… wystarczy prosić, modlić się, zaufać Mu. Nie trzeba handlować  z Nim.

 

Usankcjonowanie prawem zdzierstwo

Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem. (Łk 19,45-48)

U Łukasza opis gniewu Nauczyciela w świątyni jest zdecydowanie krótszy niż na przykład u Mateusza. Ale dobrze wiemy, że gniew Nauczyciela był uzasadniony. Na terenie bowiem świątyni prawnie usankcjonowane było zdzierstwo. Ogromna prowizja za wymianę pieniędzy dusiła biedaków. Przypomnijmy sobie, że wówczas w obiegu były różne pieniądze, takie jak  greckie, syryjskie, rzymskie czy egipskie. I każde miały swoją własną wartość. A na terenie świątyni podatek był płacony wyłącznie w półsyklowych monetach galilejskich. Bankierzy wymieniali je i pobierali jedną maah. Podobnie zwierzęta. Prawo wyraźnie mówiło jakie zwierzę może być ofiarowane na święto. Byli nawet specjalni kontrolerzy. Dlatego ludzie woleli kupować  zwierzę przeznaczone na ofiarę w świątyni.  Ale „przebicie” w cenie było ogromne.  Zresztą nikogo z nas to nie dziwi. W centrum miasta z reguły jest zawsze drożej. Poza tym drobna rzecz kupiona przy jakimś centrum (nawet „centrum” świątynnym ) ma swoją cenę. Czasy w tym względzie aż tak się nie zmieniły. Ludzie dzisiaj potrafią zarobić dosłownie na wszystkim.  Co ciekawe w czasach Nauczyciela stragany świątynne były własnością rodziny arcykapłana Annasza, stąd też ich nazwa „stragany Annasza”.  Nauczyciel odważył się zatem „uderzyć” w interes rodzinny arcykapłana. A jak pamiętamy u Jana Nauczyciel stanął właśnie przed Annaszem najpierw (J 18,13).  Może właśnie stąd owa wrogość arcykapłana do Nauczyciela? Ważne jednak, i to trzeba podkreślić, że samo sprzedawanie i kupowanie.. czyli sam handel na terenie świątyni nie był powodem gniewu. Irytacja wybuchła gdyż Nauczyciel nie mógł znieść, że nabożeństwo domu Bożego zostało naruszone poprzez zdzierstwo, oszustwo i zostało w zasadzie użyte do wykorzystania wiernych. To tak jakby dzisiaj wchodząc na Mszę kupować bilet – wejściówkę. Im bliżej ołtarza tym… cena wzrasta. I wolno płacić tylko w walucie kościelnej. A więc nasze złotówki należałoby najpierw wymienić na ową walutę. Kogo było by stać na to??

Ale dzisiejsze Słowo mówi również o odwadze głoszenia Prawdy. Nauczyciel nie bał się wchodzić do świątyni i wygłaszać mowy. Wiedział, że naraża siebie, ale wiedział też, że ludzie czekają na Jego Słowo. To ma dać nam przykład. My bowiem często jesteśmy …krypto- katolikami. Boimy się głośno wyrażać naszym życiem Jego Słowo. Jeśli w biurze jest dyskusja na tematy religijne czy też na tematy kościoła a my się ze zdaniem drugiej strony nie zgadzamy w głębi, to często to przemilczamy. Podobnie, gdy wiele osób klnie.. to i my w towarzystwie również zaczynamy używać „ich” języka, mimo, że wulgaryzmów nie lubimy i wiemy, że to wbrew Jego woli.  Albo gdy ktoś zaczyna mocno obgadywać pewną osobę. Czy jako jedyni staniemy w jej obronie.. czy przemilczymy? Albo gorzej… aby nie być wyrzuconym z towarzystwa.. i my dodamy swoje trzy grosze ??

Sytuacje bywają różne. Czasem rzeczywiście warto coś przemilczeć. Ale ja tak sobie myślę…. że skoro nosi się brelok „nie wstydzę się Jezusa”, to jest to równoznaczne z tym, że ja się Go nie tylko nie wstydzę..ale swoim życiem i zachowaniem podkreślam, że jestem Jego uczniem. Co lepsze..? wygrawerować sobie.. kawałek metalu.. czy stopić metalowe serce i wypisać w nim Jego słowa??

Bóg uczynił siebie bezsilnym…

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia. (Łk 19,41-44)

Pokolenie Jezusa rozminęło się  Nim. Patrzyli na Jego czyny, słuchali Jego nauk. Widzieli cuda. Mieli wyjątkowe szczęście. Jezus żył w ich czasach. Mogli z tego skorzystać, ale nie skorzystali. Bóg nie zmusza do niczego. Daje szansę, ale mamy wolna wolę.

Jerozolima nie rozpoznała „czasu swojego nawiedzenia”. Szczególnie elity polityczne i religijne zadufane w sobie okazały się niezdolne do poznania tego, co było na wyciągnięcie ręki.

Jezus kocha Jerozolimę i cierpi z powodu swojego odrzucenia. To niepojęte, że Bóg sam siebie uczynił bezsilnym. I tak jest do dziś. Jesteśmy wolni. Możemy wybierać. Nie zawsze wybieramy trafnie. 

Gdybym…

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia. (Łk 19,41-44)

Gdyby Żydzi nie chcieli osiągnąć władzy politycznej, to Jerozolima i świątynia nie byłyby zniszczone. Gdyby… Żydzi nie zaangażowali się w polityczne intrygi to by.. losy tego miasta potoczyły się inaczej…

Gdybym się wzięła za to wcześniej… Gdybym mogła to zacząć od nowa… Gdybym rozpoznała i usłyszała głos wewnątrz siebie  wcześniej..

Gdybym….

Czasem i my możemy usiąść nad własnym dniem, tygodniem czy życiem i powiedzieć sobie.. „gdybym..”  Ale.. ale jak to z gramatyki wiemy, w trybie przypuszczającym nie tylko nie wyróżnia się czasów ale w języku polskim istnieją jego dwie formy. W zasadzie forma druga oznacza warunek niemożliwy do spełnienia lub też czynność nierzeczywistą w przeszłości. Jak mówimy i rozmawiamy w ciągu dnia…. to nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo nasz język jest skomplikowany. Poza tym w języku potocznym w użyciu jest w zasadzie tylko forma pierwsza trybu przypuszczającego, również w znaczeniu formy drugiej. A czemu ja się uczepiłam trybu przypuszczającego …i do tego tejże właśnie formy drugiej? Bo w głowie krążą mi nasze wieczne narzekania. Lubimy mówić.. że gdybyśmy wiedzieli coś wcześniej.. to…  Ale czy jest to do końca prawda?? Raczej jest to nasze usprawiedliwienie siebie samego. Nie zawsze bowiem nasze postępowanie jest loterią, bo nie mamy „danych”.  Działamy często gęsto impulsywnie, czasem nie pomyślimy a już działamy. Czasem zupełnie po omacku idziemy przez dzień a czasem świadomie zapominamy o konsekwencjach naszego działania. I tylko gdyby owo słowo „gdybym”  zapisane w pamięci działało jak hamulec w przyszłości.. Ale tak się zbyt często nie dzieje. Potrafimy wciąż popełniać te same błędy i wciąż powtarzać sobie „gdybym…”

Są sytuacje, kiedy naprawdę popełniamy błąd nieświadomie… ale i są sytuacje kiedy błąd jest następstwem naszego niechlujstwa życiowego.  Nasze zatem „gdyby” również dzieli się na dwie formy : zawinione.. i niezawinione. Może więc warto…popracować nad sobą i nad własnym życiem…?? Oby nie spotkało nas to co Jerozolimy.. i oby Nauczyciel nie musiał płakać nad naszym losem…

niesprawiedliwość???


Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że byli blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: Nie chcemy, żeby ten królował nad nami. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min. Odpowiedział mu: Dobrze, sługo dobry; ponieważ w dobrej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami. Także drugi przyszedł i rzekł: Panie, twoja mina przyniosła pięć min. Temu też powiedział: I ty miej władzę nad pięciu miastami. Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Odpowiedział mu: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał. Do obecnych zaś rzekł: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. Odpowiedzieli mu: Panie, ma już dziesięć min. Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach. Po tych słowach ruszył na przedzie, zdążając do Jerozolimy.(Łk 19,11-28)

Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma

Jak to? W Królestwie Bożym też będzie niesprawiedliwość??? Biednemu odbiorą to co ma, a bogatemu dadzą jeszcze więcej?  A ponoć bogaty będzie miał trudności w dostaniu się do tego królestwa.  O co tu chodzi?

Pozornie to może i niesprawiedliwość. Tak brzmi oderwane od kontekstu zdanie. Ale…to nie tak. Zwróćmy uwagę, że trzeci sługa nie zrobił z sumie nic moralnie złego. Nie ukradł nic, nie oszukał, nie sprzeniewierzył majątku. Jego „wina” odnosiła się jedynie do braku aktywności w zarabianiu pieniędzy. Dlaczego zatem został tak surowo potraktowany? Nie ufał swojemu panu, bał się go. Nie troszczył się o jego dobro. Był najemnikiem odrabiającym pańszczyznę i kombinującym jak tu sobie zapewnić najlepsze życie.

Jak się to ma do nas? Otóż to co mamy na ziemi jest nam dane na określony czas jedynie na określony czas. Ten czas się skończy. To co mamy zostanie nam zabrane. Zwyczajnie przeminie. I jeśli naszym życiem przysporzymy Bogu „zysku” to On da nam jeszcze więcej  W przeciwnym wypadku zostaniemy z niczym. Wybór należy do nas. Bóg cierpliwie czeka.